Kilkanaście lat temu poszedłem do katowickiej Hipnozy na koncert zespołu Pink Freud, który grał akurat w poszerzonym składzie z Marcinem Maseckim na instrumentach klawiszowych. W pewnym momencie (a jest to jedyne, co pamiętam po latach) z jakiejś wyciszonej improwizacji wyłonił się Marcin, grając na klawiszach solo, zaczął zachowywać się, jak osoba z zaburzeniami umysłowymi. Jego twarz wykrzywiła się w obłąkanym grymasie, ciało się zdeformowało, a z gardła wydobywały się niekontrolowane dźwięki, pełne lęku – takie, od jakich ucieklibyśmy być może będąc świadkami podobnego zajścia na ulicy, czy też w innym miejscu publicznym. Tyle, że w trakcie koncertu nie było gdzie uciec, a dysonans – jazzowy koncert i ten szanowany muzyk, który w parę sekund przeobraził się na oczach publiczności – sprawił, że do teraz przeżywam to wspomnienie naprawdę mocno i wyraźnie. Tak, Marcin Masecki zrobił na mnie wtedy ogromne wrażenie, pomimo tego, że do tamtej pory widziałem wiele dziwnych rzeczy w artystycznych realiach. Nasze życiowe, wizerunkowe i kreatywne bariery wynikają w dużym stopniu z tego, że nie wychodzimy najczęściej ze szkolnej ławki, a więc miejsca, w którym wolno zachowywać się tylko w określony sposób i zawsze staramy się sprawiać wrażenie, że dokładnie wiemy, o co chodzi i próbujemy być jak najlepsi w tym, co zostało zadane. Wyjście ze szkolnej ławki jest istotne na etapie konfrontacji z perfekcjonizmem. Spędzamy w szkole wystarczająco dużo czasu, żeby wyrobić w sobie nawyk robienia rzeczy jak najlepiej. Ideały znajdują się niezmiennie poza naszym zasięgiem, a my spędzamy życie na ściganiu się z nimi. Próbujemy być najszybsi na drodze. Porównujemy swoje ciała i twarze do tych, które widzimy w social mediach i na okładkach. Dopasowujemy swój wizerunek (na przykład na LinkedIn) do tego, co powszechnie czyta się, jako godne szacunku. Tak, dopasowujemy nasz body language do ogólnie przyjętych znaków, które naprawdę niewiele mówią o nas samych. Pokazują najwyżej, gdzie chcielibyśmy się znaleźć w hierarchii danej społeczności. Spoglądamy zawsze o krok za daleko, poza to, co możemy mieć w danej chwili, a na przykład w przypadku kreatywności potrafi być to naprawdę zabójcze. W dorosłym procesie kreatywnym nie ma żadnej pani nauczycielki, która śrubuje niewidzialne standardy i pokazuje miejsca, w których – jak nam się wydaje - wciąż nie możemy się odnaleźć. Wyjście ze szkolnej ławki jest konieczne. Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Moja specjalność to facylitowanie kreatywnego rozwiązywania problemów biznesowych Archiwa
Marzec 2024
Kategorie
Wszystkie
|