Jakiś czas temu odebrałem telefon od znajomego, który poinformował mnie, że jego agencja chce mnie zatrudnić do wykonania szkiców spotów dla dużej polskiej marki spożywczej. Trzy produkty trzeba było spiąć do kupy wspólnym elementem, którym były dźwięki. Projekt był eksperymentalny i zbyt skomplikowany, by „przepchnąć” go za pomocą prezentacji i dlatego już w wersji próbnej należało dociągnąć go do stanu może nie tyle finalnego, co robiącego odpowiednie wrażenie. Bez udziału sound-designera i producenta muzycznego było to w zasadzie niemożliwe i tak dostałem tę pracę. Na samym początku pojawił się jednak problem, który – gdybym wziął go wtedy na serio – mógł sprawić, że zrezygnuję z udziału w projekcie. Problem. Wprowadziliśmy się właśnie z żoną do nowego mieszkania, które okazało się totalnym niewypałem (było w nim słychać samoloty przez duże S, jak Służewiec), zabieraliśmy się za awaryjną przeprowadzkę, a naszym życiem rządził totalny chaos. Na domiar złego całe studio nagraniowe zostawiłem 250 kilometrów od Warszawy. Z technicznego punktu widzenia byłem więc mocno ograniczony i gdybym dał się porwać perfekcjonizmowi, czy jakiemukolwiek innemu „izmowi”, który wmówiłby mi, że się nie da, bo nie mam przy sobie odpowiedniej technologii, miejsca i ogólnie najbardziej odpowiednich narzędzi, prawdopodobnie bym stchórzył. Rozwiązanie problemu. Wyposażony w: deadline, brief, internet, laptop i przenośny recorder zabrałem się do pracy. Na szczęście dysponowałem całkiem przytulną garderobą, w której było cicho i spokojnie. Urządziłem tam prowizoryczne, mikrostudio nagrań. Ustawiłem niewielki blat, na którym całymi dniami przesypywałem kasze oraz makarony, przelewałem płyny i wykonywałem wiele innych czynności, które następnie nagrywałem. Następnie przerzucałem materiał do laptopa i z pomocą słuchawek produkowałem muzykę. Bardzo wiele projektów powstaje w niekoniecznie "profesjonalnych warunkach", a ten udało się bez przeszkód sfinalizować, tak więc niedoskonała metoda z całą pewnością zadziałała. Ostatecznie zawsze liczy się tylko efekt finalny. Efekt finalny. Skupianie się wyłącznie na aspekcie technicznym sprawia, że z łatwością zapominamy o samych sobie – a więc o najważniejszym i prawdopodobnie jedynym nośniku kreatywności, jaki mamy zawsze pod ręką. To oczywiste, że gdybym w opisywanej sytuacji dysponował zerowym zapleczem techniczny, nie udałoby mi się wykonać żadnego ruchu – taki jest charakter mojej pracy. Ale jednak, ta skąpo wyposażona garderoba, różniła się od „normalnych” warunków, do jakich byłem przyzwyczajony. Mimo to, całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem, a cały projekt (który do tej pory na samym YouTube – nie licząc emisji telewizyjnych w Polsce i za granicą - osiągnął blisko 4 miliony odtworzeń) sfinalizowałem – już w profesjonalnych warunkach studyjnych – parę miesięcy później. Czy idealne warunki istnieją? W procesie kreatywnym wiara w to, że uda się zrealizować dany pomysł mimo wszystko, jest dużo bardziej istotna, niż skupianie się na narzędziach, których w danej chwili nam brakuje, lub możliwościach, które niosłaby z sobą jakakolwiek wymarzona, "lepsza sytuacja". Umiejętność korzystania z zasobów, którymi realnie dysponujemy, jest kreatywna sama w sobie i z tego punktu widzenia opieranie wartości własnej kreatywności tylko na technologi może się okazać zgubne. Nigdy nie znajdziemy się w stuprocentowo idealnych warunkach, które zagwarantują nam, że nic nie będzie nas rozpraszać, wszystko pójdzie gładko, a my wykonamy zadanie w stu procentach zgodnie z perfekcyjnym planem, według z góry ustalonego schematu. Nawet najbardziej odizolowane od świata zewnętrznego sytuacje mogą obfitować w demotywatory. Dom na uboczu może paść ofiarą wichury, która zerwie sieć wysokiego napięcia. Stracimy internet, śnieżyca pokrzyżuje nasze plany. Warto również pamiętać o tym, ze na samym końcu tego łańcucha prawie zawsze znajduje się klient, który dysponuje supermocą przestawiania elementów nawet najlepiej zaprojektowanej układanki. Naprawdę wszystko może się zdarzyć. a naszym zadaniem jest nabyć umiejętność radzenia sobie z czynnikami czynnikami zewnętrznymi wtedy, kiedy przychodzi pora na realizację pomysłów. Niby to takie oczywiste, ale warto sobie o tym od czasu do czasu przypomnieć. Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Moja specjalność to facylitowanie kreatywnego rozwiązywania problemów biznesowych Archiwa
Marzec 2024
Kategorie
Wszystkie
|