Kiedy czytałem „Kult Amatora" po raz pierwszy w 2007 roku (wydanie polskie ukazało się prawie równocześnie z amerykańskim) z każdą kolejną stroną myślałem dokładnie to samo: „Andrew, co ty p…?” 😎
Uczęszczałem na drugi rok studiów doktoranckich i z pasją młodego adepta po uszy zanurzałem się w świecie nowych technologii, nowych mediów, internetu i social mediów, a to sprawiło, że nie miałem jeszcze szans nabrać odpowiednego dystansu (to stało się trochę później) do zjawisk, które badałem. Wierzyłem więc szczerze, u progu naszego dzisiejszego świata, że oto stoimy w obliczu prawdziwej rewolucji, która nareszcie wyzwoli informację z narzucanych przez lata schematów. Na mojej drodze stanął Andrew Keen, który powiedział wprost, że internet wygeneruje masy totalnych amatorów, ignorantów, narcyzów i dyletantów, którzy z dumą wypowiadać się będą na każdy możliwy temat, pomimo braku elementarnej wiedzy, braku wykształcenia, doświadczenia i zrobią to krzykiem, bez konieczności korzystania z argumentów. W 2007 roku przeczytałem "Kult amatora" od deski do deski, myśląc, że Andrew Keen to świr, który nie chce dostrzec potencjału tkwiącego w technologii. I chociaż potencjał rzeczywiście istniał (i istnieje nadal), prawda jest taka, że to ja się myliłem, nie on. Parę dni temu przypomniałem sobie o „Kulcie amatora”, a że gdzieś po drodze zniknął z mojej półki, błyskawicznie odkupiłem go w antykwariacie, a kiedy wczoraj wyciągnąłem go z koperty zacząłem czytać i nie oderwałem oczu od tekstu, dopóki nie znalazłem się w połowie. Moje drugie zetknięcie z tym prororoczym dziełem zaowocowało prawdziwym zaskoczeniem, bo rzeczywiście, po latach, kiedy sam zaobserwowałem już całkiem sporo, okazało się, że tam, w tamtej rzeczywistości sprzed 16 lat pojawił się ktoś, kto z ogromną precyzją w oparciu o dostępne już wtedy dane (dane, umówmy się, archaiczne jak na obecne standardy) stworzył wizję tego świata, w którym żyjemy obecnie, a w którym każdą bzdurę można sprzedać pod postacią wiedzy i rzeczywiście rozprzestrzenia się ona po świecie za pomocą tych samych technologii, które (jak mi się kiedyś wydawało) miały ułatwić uczenie i poznawania świata. Czytam więc dzisiaj: „Internet staje się naszym lustrem. Zamiast wykorzystać go do poszukiwania informacji bądź wiedzy o kulturze, używamy go by STAĆ się informacją, wiadomością i kulturą” i myślę sobie: „Andrew! Ależ Ty miałeś rację!”. Wraz z kultem amatora kuleje również nasza kreatywność, ale to temat na osobny post. Miłego dnia! Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Piszę głównie o kreatywności i pomagam tę kreatywność rozwijać. Pracuję z markami, artystami i instytucjami. Wśród moich klientów znaleźli się między innymi: Allegro, GPD, Łowicz, Lubella i inni Archiwa
Wrzesień 2023
Kategorie
Wszystkie
|