Jakiś czas temu na LinkedIn „w moje ręce” wpadły wyniki ankiety zatytułowanej „Czy słucham muzyki w pracy?”. Większość odpowiadających (około 73%) przyznało, że owszem, korzystają z pomocy muzyki podczas wykonywania zajęć zawodowych. Wynik ten skłoniło mnie do paru przemyśleń na temat tego, czy muzyka rzeczywiście pomaga nam w pracy, czy też może przeszkadza. Czemu najczęściej służy muzyka w pracy? Żyjemy i pracujemy w warunkach, które bardzo rzadko można nazwać idealnymi. Poziom hałasu najróżniejszego pochodzenia, który pojawia się w naszym otoczeniu (hałas, to każdy sygnał dźwiękowy, który przyciąga naszą uwagę w sposób niechciany) wykracza najczęściej ponadto, czego nie rejestrujemy. Kosiarka, śmieciarka, ulica, remont u sąsiadów, call kolegi z pracy i tak dalej. Jeżeli uznamy pracę za proces kreatywny (a tak właśnie z reguły jest), wtedy okaże się, że słuchanie muzyki jest dla nas przede wszystkim sposobem ucieczki od wszystkiego, co nas rozprasza, do bardziej uporządkowanego świata, w którym potrafimy „zebrać myśli” i nadać im konkretny rytm, który prowadzi do „happy endu”, czyli wykonanego zadania. Mit: muzyka powinna nas wyciszać i uspokajać. Preferencje w tej kwestii mogą być naprawdę różne. Nie można jednak na siłę poszukiwać uspokajających, kojących tonów, kiedy tak naprawdę potrzebujemy czegoś przeciwnego. Osoba osiągająca 100% swoich możliwości przy nowej płycie Cannibal Corpse z całą pewnością średnio rozwinie swój kreatywny potencjał w pracy przy dźwiękach Katie Melua. Nie ma nic złego w przyznaniu się do tego, że tylko totalna dźwiękowa apokalipsa pozwala nam w pełni pracować. Mit: muzyka powinna nas napędzać. Jak wyżej. Znam wiele osób, które stresują się i błyskawicznie zniechęcają przy nadmiernie ostrych i dynamicznych dźwiękach i wątpię, żeby udało się je kiedykolwiek przekonać do pracy w towarzystwie Rage Against The Machine. W tym kontekście praca w biurze, w którym przez cały dzień włączony jest RMF, lub Zetka, może być dla wielu z nas uciążliwością. Mit: muzyka poważna. Lubimy na siłę dodawać wartości muzyce poważnej (zwłaszcza tej, tworzonej na styku baroku, klasycyzmu i romantyzmu). Kto nie słyszał historii o dobroczynnym działaniu Mozarta na dzieci? Nie będę wnikać w umiejętność idealnego rozkładania częstotliwości w utworach słynnego Austriaka, bo nie o tym jest ten post. Chcę tylko, żebyście zastanowili się, co jeżeli po prostu nienawidzicie muzyki Mozarta, Beethoveena, Bacha, czy Chopina. Czy pomoże Wam ona w pracy? Nie sądzę. Słuchaj swojego mózgu. Myślę, że tylko słuchanie własnego mózgu jest odpowiedzią na pytanie o to, jakiej muzyki słuchać w pracy i czy w ogóle powinniśmy jej słuchać. Mózg bardzo szybko wysyła sygnały, które wskazują na to, że dany utwór, płyta, radio, czy playlista zupełnie do nas nie przemawiają i powinniśmy poszukać czegoś innego. W czasach, w których streaming umożliwia nam dostęp do całej muzyki świata, jesteśmy w stanie bardzo szybko, metodą prób i błędów dostroić dźwięk do naszych potrzeb i możliwości. Na koniec ważna wskazówka - nasze preferencje potrafią zmieniać się sezonowo i dlatego dobrze jest od czasu do czasu zweryfikować to, co naprawdę działa. Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Piszę głównie o kreatywności i pomagam tę kreatywność rozwijać. Pracuję z markami, artystami i instytucjami. Wśród moich klientów znaleźli się między innymi: Allegro, GPD, Łowicz, Lubella i inni Archiwa
Wrzesień 2023
Kategorie
Wszystkie
|