Naszła mnie taka refleksja:
Bardzo często w sieci publikujemy i spieramy się o kwestie, które prowadzą do żenująco nieprofesjonalnych wniosków tylko dlatego, że różnimy się zarówno w kwestii specjalizacji, jak i oczekiwań, jakie posiadamy wobec tematu sporów. Żeby wyjaśnić lepiej, co mam na myśli podzielę uczestników sporów tak, żeby ich poziom zaawansowania odpowiadał liczbom od 1 do 5. 1 – laik, ignorant (nie wie kompletnie nic, ale coś słyszał) 2 - amator, początkujący (liznął temat w praktyce) 3 - średnio zaawansowany (coś potrafi, ale nadal się uczy) 4 - zaawansowany (wie i potrafi sporo, ale jeszcze trochę mu brakuje) 5 - specjalista, ekspert Cały czas widzę spory 1 i 2 z 4 i 5. Wprawne oko dostrzeże pewnie, że opisuję właśnie znany i lubiany efekt Dunninga-Krugera, ale nie chę się skupiać na teorii, więc pozostawię tę kwestię otwartą. Szybkie case study: >> Do napisania tego postu zainspirował mnie bezpośrednio wątek o przyszłości tłumaczeń, pod którymi toczyły się wojny o to, czy ludzcy tłumacze przetrwają, czy też nie (to przykład, nie temat główny). Amator korzystający z tłumacza w aplikacji na potrzeby podstawowej komunikacji ma pewnie rację, że nie potrzebuje ludzkiego tłumacza, żeby przetłumaczyć 3 zdania w internecie, ale czy traktowanie tego amatorskiego zastosowania w kategoriach dowodu na to, że niedługo nie będzie tłumaczy ma sens? Dla jedynki pewnie tak, ale dla piątki niekoniecznie jest to aż takie proste, bo piątka pracująca w zawodzie od lat wie, że zautomatyzowany tłumacz nadal gubi kontekst słów o wielu znaczeniach, a poza tym nie jest on tłumaczem przysięgłym. << Żeby było jasne: To nie jest post o tłumaczeniach, a takie same przekłamania pojawiają w prawie każdej dyskusji na dowolny temat, kiedy z poziomu 1 i 2 posługujemy się pochopnymi wnioskami, które wydają nam się łatwe, może nawet logiczne, ale nie mają żadnego zastosowania kiedy komentarz, lub post pisze mocno doświadczona w temacie 4 lub 5. Kochamy przekładać skalę mikro jednostkowego doświadczenia na skalę makro konkretnych specjalizacji, ale to nie oznacza, że pochopne wnioski czynią z nas ekspertów i że powinniśmy wypowiadać się w tematach, których niie znamy. Ja sam w internecie bywam każdą z liczb od 1 do 5, ale kiedy już jestem laikiem, staram się nie mówić specjalistom, że nie mają racji, tylko czytam grzecznie, co mają do powiedzenia, ewentualnie pytam, jeżeli już uznam, że mam o co pytać, szukam dodatkowych materiałów na dany temat, staram się poszerzyć wiedzę i tak dalej. Głupio by mi było – tak dla przykładu – potrafiąc wygenerować zaledwie "Hello World" wbijać do wątku programistów i wymądrzać się na temat Pythona. Zamiast tego wolę się czegoś nauczyć od piątek. A jest ich w sieci całkiem sporo i nawet chętnie dzielą się wiedzą. Wystarczy tylko otworzyć się na argumenty! Miłego dnia! P.S. Nie, nie da się zostać ekspertem w jeden weekend ;) Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Piszę głównie o kreatywności i pomagam tę kreatywność rozwijać. Pracuję z markami, artystami i instytucjami. Wśród moich klientów znaleźli się między innymi: Allegro, GPD, Łowicz, Lubella i inni Archiwa
Wrzesień 2023
Kategorie
Wszystkie
|