Skoro rozumiemy neuromarketing, nadeszła pora by zrozumieć również kreatywność. Nie twierdzę, że to jedna dziedzina wiedzy, ale zarówno jedno, jak i drugie łączy o wiele więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Zanim przejdę do sedna, tytułem wstępu chciałbym tylko zaznaczyć, że kreatywność osiadła w Polsce na mieliźnie mowy motywacyjnej, poradników i kiepskich podręczników, co sprawia, że zapominamy, iż w wielu krajach zagadnieniem tym nauka zajmuje się bardzo poważnie. Jak bardzo poważnie, opowiem za chwilę. Polska kreatywność oscyluje wokół zagadnień z jednej strony infantylnych i po kolana zanurzonych w romantyzmie (zajęcia kreatywne dla amatorów i mit samotnego geniusza człapiącego po górskich szczytach w poszukiwaniu weny), a z drugiej jest traktowana jak zupka instant – motywacyjny gotowiec, który można wdrożyć na takich samych zasadach w każdej firmie, dzięki czemu innowacje popłyną z automatu szerokim strumieniem wraz z pieniędzmi, chwałą, nagrodami i ogólnie kreatywnym hypem. Kiedy jednak porzucimy zabawy dla dzieci i kreatywność w pigułce, okaże się, że na palcach rąk można by policzyć poważne publikacje na temat kreatywności, które doczekały się polskiego tłumaczenia, ale i tak książki i artykuły kluczowe dla badania tego zjawiska nie pojawiły się na naszym rynku i pewne nigdy się nie pojawią (na przykład „Creativity. Myths and mechanisms” Margaret Boden) Dobra, ale co z tym neuromarketingiem, bo nuda. Kreatywność została do tej pory naukowo przebadana między innymi przez socjologię, antropologię, historię sztuk wszelkich, filozofię, a grono to dumnie zamykają (i mają sporo do powiedzenia) psychologia wraz z szeroko rozumianą neuronauką, która leży właśnie u podstaw neuromarketingu. Jeżeli zastanawiacie się teraz, jak to możliwe – bo nie pasuje to przecież ani do mowy motywacyjnej, ani do poradników – odpowiem od razu, że to bardzo proste i całkiem logiczne. Badania nad kreatywnością pytają tak samo o wytwory ludzkie, jak i to, jak to się w ogóle dzieje, że ktoś coś wytwarza, wymyśla i realizuje swoje pomysły, a żeby tam dotrzeć, najprościej jest zajrzeć ludziom „do głowy” i tutaj kłania się wszystko to, co ma przedrostek neuro, lub jest związane się w psychologią. Tak moi drodzy: w książkach o kreatywności fMRI, ilustracje mózgu, półkule, płaty, neurony, synapsy, aksony i melanina są na porządku dziennym, a historie o tym, gdzie komu się lampka zapaliła, to taka zwykła, szara codzienność. A jeśli z jakiegoś powodu mi nie wierzycie, na zakończenie dodam tylko, że słynna na całym świecie uczelnia Cambridge wydała liczącą 100 tomów serię antologii tekstów z psychologii, wśród których aż 7 poświęcono właśnie kreatywności. 7 tomów to aż 7% i uwierzcie mi, że nie są to poradniki. Tak tylko przypominam, żeby nie było znowu, że gadamy o przereklamowanych treściach z poradników ;) A kwestie tego, co nauka mówi o kreatywności pozostawiam na osobny post. Miłego dnia! Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
AutorNazywam się Kuba Łuka. Piszę głównie o kreatywności i pomagam tę kreatywność rozwijać. Pracuję z markami, artystami i instytucjami. Wśród moich klientów znaleźli się między innymi: Allegro, GPD, Łowicz, Lubella i inni Archiwa
Wrzesień 2023
Kategorie
Wszystkie
|