Kuba Łuka | Kreatywne Studio Produkcji Muzycznej | Blog "Inne Dźwięki"
  • Hello
  • KSIĄŻKA
  • o mnie
  • SKLEP
  • Portfolio
  • kontakt
Inne Dźwięki
Niecodzienny Blog o Kreatywności,
Muzyce i Kulturze tworzenia rzeczy wyjątkowych

Czekając na wiatr, część 2. O smogu, tradycji, kreatywności i ponurej chmurce w zakurzonej ojczyźnie.

12/20/2018

Komentarze

 
Obraz
źródło: unsplash.com

Ponieważ pierwsza część artykułu „Czekając na wiatr” spotkała się z dość sporym odzewem i często do mnie pisaliście, postanowiłem stworzyć jej kontynuację. Może okres przedświąteczny nie jest w teorii najlepszym momentem na wrzucanie tego typu treści, ale z drugiej strony - nie ma lepszego czasu niż ten, w którym smog za oknem jest prawdziwą szarą codziennością. Rodzina i dzieci są obecnie istotnym tematem, więc zacznę od takiego rodzinno-dziecięcego obrazka. W chwili, kiedy zabieram się za skończenie tego artykułu, patrzę jak za moim oknem do szkoły zasuwa kilkuletnie dziecko z tornistrem na plecach. Powietrze w tej okolicy ma wartość 104 CAQI, a więc poziom pyłu PM 2,5 osiągnął właśnie jakieś 472% normy polskiej, natomiast PM 10 dobija do 446% tej normy. W smogowe dni, nie jest to jednak jakiś wielce wysoki poziom - sąsiednie miasta dobijają przecież do przekroczeń na poziomie 1000% i żyją. Miałem dzisiaj do wyboru - skończyć tekst o kreatywności, sztuce i rzeczach pięknych, lub też postawić kropkę nad „i” w drugiej części artykułu o słynnym polskim smogu. Parę lat temu obiecałem sobie, że za nic w świecie nie będę prowadził żadnych działań uświadamiających. Ostatecznie każdy jest na swój sposób dorosłym człowiekiem i świadomość rozwija się wraz z  pytaniami, które sami sobie zadajemy. Ale w kontekście powietrza - które otacza nas bez względu na wszystko i żadne bariery nie chronią nas przed jego rozprzestrzenianiem - postanowiłem zrobić wyjątek. Ten artykuł będzie brudny i prawdziwy jak nasze polskie powietrze - jedyne prawdziwe, o którym podobno cierpiał już Mickiewicz i „trenił” w najlepsze Kochanowski.

CZYTAJ DALEJ >>>

„To ty coś czujesz?”


Kiedy parę tygodni temu zobaczyłem słynny spot o Polsce (który promuje nasz kraj jako miejsce, w którym dba się o ekologię jak nigdzie indziej na świecie), a później odkryłem, że katowicki szczyt klimatyczny jest wydmuszką  sponsorowaną między innymi przez Jastrzębską Spółkę Węglową uznałem, że zdecydowanie powinienem napisać drugą część artykułu: „Czekając na wiatr”. Tym razem uczynię to  w kontekście smogu jako polskiego przywiązania do tradycji. Tradycji rozumianej w kategoriach specyficznego ślepego pędu do śmierci i samozniszczenia - w imię wszystkiego tego, co pozostawiły po sobie poprzednie pokolenia. Nie potrafię już nawet przypomnieć sobie wszystkich razów, kiedy w ramach usprawiedliwienia smogu słyszałem komentarze w stylu: „przecież zawsze tak było”, albo „kiedyś to dopiero był smog”. To trochę jak tłuczenie świątecznego karpia - taka jest tradycja (podobno wcale nie taka odległa, bo sięgająca zaledwie PRL-u), a tradycji trzeba się trzymać - choćby to nam na tej zasadzie ucinano łeb.

Faktem jest, że sam nie bardzo rozumiem jak to jest z tym smogiem. Jest czy go nie ma? Bo w zależności od potrzeb rozmówcy okazuje się, że albo jest albo go nie ma. Wychodzi na to, że tradycja generowana smogu jest najbardziej tradycyjną z tradycji, a przywiązanie (takiego Śląska) do węgla jest tym modelem przywiązania, za które można dać się zabić. Kiedy natomiast chodzi o pytanie o sam smog - ten obecny „tu i teraz” - okazuje się, że ów delikwent w magiczny sposób wyparowuje i znika w  słowach: „to ty coś czujesz? Przecież u na nie ma smogu”.

Między oddechem a oddechem w smogu

Blog jest o tyle fajnym miejscem, że nawet jeżeli jest poświęcony jakiejś konkretnej tematyce, to raz na jakiś czas można po prostu zboczyć z wyznaczonego toru i napisać o czymś zupełnie pobocznym - na przykład o oddychaniu. Tak się składa, że ja najczęściej piszę o muzyce, ale nie tylko ona jest moim głównym zainteresowaniem. Najbardziej skupiam się na samym procesie twórczym - na kreatywności, która kryje się za każdym dziełem sztuki. Powietrze odgrywa w tej kwestii niebagatelną rolę. Oddech potrafi tak samo wznieść nas na wyżyny kreatywności, jak po prostu zrzucić nas w otchłań zupełnie nietwórczego stanu, w którym złe samopoczucie nie pozwoli nam napisać ani jednej litery, czy skomponować żadnej nuty. Możecie wierzyć lub nie, ale jakiś czas temu dotarło do mnie, że praca z oddechem jest dużo bardziej istotna dla wokalistów - na etapie realizacji płyty - niż wszystkie techniczne rozśpiewania i inne takie. Tak się jednak składa, że smogowe powietrze w tej kwestii zupełnie nie pomaga.

Oddychanie nie jest czymś, w kwestii czego mamy wybór. Jesteśmy wszyscy zanurzeni w tej samej masie cząsteczek i jednego możemy być pewni - nie da się po prostu powiedzieć: „powietrze jest brudne, pierdolę to, nie będę więcej oddychać, koniec z tym, przerzucam się na jazdę na deskorolce”. Nie zastanawiałem się nigdy  ile razy w ciągu doby wykonujemy ten bezwiedny ruch klatki piersiowej, brzucha, żeber i wszystkich miejsc, do których możemy nabrać powietrze. Wiem tylko, że oddech zmienia naprawdę wszystko. Rozluźnia, dodaje sił, pomaga w koncentracji. Można nad nim panować, wydłużać jego trwanie, wstrzymywać, trwać w bezdechu, wstrzymywać powietrze. Z jego pomocą panujemy nad naszym głosem, emocjami, rozprawiamy się z wieloma problemami. Opiera się na nim cała masa bardzo skutecznych praktyk samorozwoju. Można powiedzieć, że po naszym oddechu „wspinamy się” w trudnych sytuacjach a jego świadomość zwiększa nasze możliwości kilkukrotnie. Co jednak, kiedy powietrze, którym chcemy oddychać staje się gęste, zapylone i pełne trujących gazów? Nie piszę science-fiction, nie pytam o jakąś hipotetyczną sytuację z możliwej lub niemożliwej przyszłości. Mówię o dzisiejszym poranku. Odetchnijcie głęboko przy otwartym oknie - co czujecie?

No właśnie - ten oczyszczający, energetyzujący oddech, w smogu staje się smutną koniecznością, która zamiast wzmacniać, osłabia nas w całym majestacie osłabiającej mocy brudnego powietrza.

Obraz
Banksy / źródło: news.artnet.com

Prawdziwi polscy twardziele z dumą sztachają się smogiem - „naszym polskim smogiem” z „naszego polskiego węgla”

Zagadnienie smogu rozgrywa się w Polsce gdzieś między wspomnianymi już powyżej słowami: „u nas nie ma smogu” a „to ty coś czujesz?”. Od lat zastanawia mnie w naszym kraju to posunięte do granic wytrzymałości przeświadczenie o własnej niezniszczalności oraz kult twardości, wytrzymałości, nieustępliwości i męczeństwa. W skrócie: „kto nie zniesie całego bólu i cierpienia, kto nie pójdzie po ostrych kamieniach na bosaka, kto nie odmrozi sobie palców, kto czuje smog, komu on przeszkadza, ten pizda”. Nikt nie chce byś przysłowiową pizdą, nikt nie chce zostać wykluczony z gangu twardzieli. Twardziele brną przed siebie po kolana w węglu z dumnie uniesioną głową zawieszoną w smogowej chmurze. Twardziele z podkrążonymi oczami idą łeb w łeb i oddychają tym, co jest, bo tak nakazuje tradycja bycia twardzielem. Pizdy - da kontrastu - przemierzają świat w ukryciu, w maseczkach, pośród szumu oczyszczaczy powietrza. Pizdy nie potrafią docenić tego, co doceniają prawdziwie twarde jednostki, które nic nie czują, nic nie widzą i może również nic nie tworzą. Twardziele egzystują tam, gdzie po ulepieniu z gliny zostali zrzuceni. Nie chcą nic zmieniać i walczą o zachowanie tego, co zostało im dane. Pizdy niecierpliwią się i chcą coś zmieniać.

Obraz polskiej smogologii stosowanej jest jedną z najmniej kreatywnych rzeczy, jakie w życiu widziałem. Rozpościera się gdzieś między przywiązaniem do tradycji, a niepohamowanym pędem ku śmierci. Swoją pracę doktorską poświęciłem po części obecnemu w kulturze zjawisku twórczego niszczenia, a więc procesowi, z którego - na trupach poprzednich epok - powstają nowe, piękne rzeczy. Przywiązanie do smogu, jako przywiązanie do czasów minionych jest niszczeniem nietwórczym. Opiera się na podejściu do własnego małego świata, który ma trwać niezmiennie w stanie sprzed lat i przepaść bez celu, bez nadziei na zmianę. Jestem zupełnie szczerze przekonany, że gdyby nasi przodkowie rozpoczynali dzień od wkładania rury wydechowej do ust, to w obecnym świecie rytuał taki znajdowałby nadal miliony naśladowców - nawet w obliczu przeżywalności na poziomie piętnastego, może dwudziestego roku życia. Myślę, że jakoś poukładalibyśmy sobie życie. Dalibyśmy radę zakładać rodziny już na etapie wejścia w okres płodności, żeby chociaż przez chwilę wychować swoje dzieci z rurą wydechowa w ustach. i co najważniejsze - uważam, że w myśl przywiązania do tradycji, trwonilibyśmy najwięcej energii właśnie na  wpajanie kolejnym pokoleniom, że tak właśnie się robi. Nie - nie pytalibyśmy o sens, o początek, o przyczynę (w końcu nikt tak nie robi). Organizowalibyśmy kolejne sesje z rurą w ustach. Byłyby pewnie ozdoby, byłoby jakieś symboliczne święte pismo rury wydechowej, byłby może nawet jakiś wydechowy opłatek. Byłoby super i tego należałoby się trzymać.

Kiedy czytam w internecie komentarze (albo słyszę je ze strony osób stojących ze mną twarzą w twarz) o tym, że kiedyś smog był większy, albo że zawsze tak było, że tak musi być, że ktoś nie ma pieniędzy na węgiel, że ktoś inny ma tylko na śmieci - czuję się dokładnie tak, jakbym słuchał osoby z rurą wydechową w ustach, która przekonuje mnie, żebym też wziął parę sztachów, bo przecież tak po prostu jest, bo taka jest ta nasza przewrotna polska tradycja. Przysłowiowa „siekiera w powietrzu” jest elementem dumy - to nasze polskie (jedyne prawdziwe) powietrze, którego nikt nam nie odbierze. Będziemy o nie walczyć do krwi ostatniej kropli z żył, będziemy je wdychać, aż patriotyczny duch uleci z naszych ciał i pofrunie gdzieś wyżej, gdzieś dalej. Kiedy patrzę za okno w listopadzie, grudniu, styczniu i lutym, mam wprawdzie wątpliwości, czy jakikolwiek duch jest w stanie polecieć gdziekolwiek, powyżej pierwszego, może drugiego piętra - nie będę jednak zagłębiał się w zagadnienie wędrówki węglowych dusz w smogu. Jedyne co się liczy to fakt, że miliony ludzi siedzą w tym wszystkim i - tak jak ja - czekają na wiatr, który pozwoli im normalnie egzystować przez parę godzin, może nawet parę dni.


Obraz
Po lewej nowy filtr oczyszczacza powietrza Webber AP8400, po prawej ten sam filtr po około sześciu miesiącach używania w mieszkaniu na Śląsku

Nasze narodowe Oko Saurona jest opalane węglem i śmieciami

Zacznę od tego, że nikogo nie obrażam i nie oskarżam - to tylko metafora. Mam zbyt wielu znajomych, którzy palą węglem (a którzy naświetlili mi ten problem z wielu kierunków), żeby zacząć  sypać teraz oskarżeniami - byłoby to niedorzeczne, idiotyczne i na swój sposób propagandowe. Jestem na tyle inteligentny, żeby wiedzieć, że skoro znajduję się w tej komfortowej sytuacji, że jestem użytkownikiem prądu oraz centralnego ogrzewania (uwierzcie mi - to prawdziwy komfort, niekoniecznie czesto spotykany na świecie), to za jednym i drugim wynalazkiem nie stoi nic innego, jak właśnie węgiel. Dzień dobry - jestem częścią problemu, o którym piszę.

Wracając do metafory. Zawsze kiedy oglądam „Władcę Pierścieni” zastanawiam się nad jedną rzeczą - czego chciał Sauron wraz z całą tą armią pokrzywionych Orków? Rozumiem, że pragnęli zalać świat swoim smrodem i zasnuć niebo dymem, ale tak zupełnie serio - po co? Kiedy nadchodzi zmierzch w listopadzie, grudniu, styczniu i lutym, świat upodabnia się do Mordoru. Wyjdźcie na dwór w niezbyt wietrzne popołudnie, zaczerpnijcie powietrza w płuca, popatrzcie dokoła, wróćcie i powiedzcie - tak zupełnie szczerze - że się mylę.

Osobiście od lat noszę w sobie dysonans poznawczy dotyczący naszego kraju. Zupełnie serio uważam Polaków za jeden z najbardziej kreatywnych narodów na świecie i w tym kontekście jestem na swój niewylewny i nienacjonalistyczny sposób dumny ze swoich rodaków. W całym swoim dotychczasowym życiu spotkałem na drodze jednostki tak twórcze, że naprawdę jedyne czuję w zetknięciu z nimi, to czysty podziw. Z drugiej strony każdego dnia stykam się z takim ogromem głupoty, idiotyzmu i zasłaniania się tradycją, że zupełnie kłóci się to z moim wewnętrznym obrazem Polaka kreatywnego, otwartego, pomysłowego, pchającego rzeczy do przodu. Tradycja potrafi być pięknym fundamentem, jej znajomość ułatwia rozumienie świata i sprawia, że świat niezrozumiałych symboli staje się dużo prostszy do przebrnięcia. Ale tradycja sama w sobie - kiedy trzymamy się jej kurczowo - potrafi być hamulcem, który depcze całą kreatywność tego świata.

Brnięcie przez świat z głową w smogu sprawia, że z istot idących po coś w życiu, stajemy się małymi zagubionymi stworzeniami, które czują się coraz gorzej i gdzieś w głębi ducha liczą minuty do kolejnego podmuchu wiatru, Tradycja i przyznanie, że coś dzieje się od zawsze pomaga przytaknąć, że tak naprawdę wszytko jest ok, że tak ma być, że dana rzeczywistość jest wszystkim, co nam pozostaje, bo przecież inni przed nami oddychali podobnym powietrzem i jakoś to mimo wszystko przetrwali. Żyję na świecie wystarczająco długo, żeby widzieć wyraźnie, jak mocno idea „równania w dół” jest zakorzeniona w naszej mentalności. Wiem, że u podstaw tego wszystkiego w jakiejś części znajdują się niektóre założenia magicznego myślenia katolickiego, że pozbawianie się wygód i komfortu jest dużo bardziej istotnym odruchem, niż mogłoby się nam wydawać. Dla kontrastu na zakończenie dodam tylko, że działania kreatywne i cała twórczość świata (bez względu na to, czy mówimy o sztuce, wynalazczości, zakładaniu firm) bierze się z tego najbardziej naturalnego „równania w górę”, a wiec z poprawiania efektu wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe. Nie mówię o ulepszaniu w kontekście poprawy jakości w myśl zasad moralnych. Mam na myśli ten proces, kiedy dostrzegamy na horyzoncie pewną inspirację- która znajduje się powyżej naszego obecnego poziomu - i staramy się do niej zbliżyć w jakimkolwiek stopniu.


Martyrologia polskiego smogu po raz ostatni. O naszych mitach i bohaterach

Polak jest stworzeniem, które cierpi z natury i z tradycji. Walczy, żeby cierpieć - nawet jeżeli udaje, że chce wygrać. Cierpi w lecie, bo jest upał, cierpi na wiosnę, bo - jak to pięknie ujął Raczkowski w dowcipie o wiośnie i liściach na drzewach - „już wychodzą skurwysyny”. Polak cierpi jesienią i w zimie. Oj tak, ten okres jest najlepszy na cierpienia młodego (jak i starego) Polaka. Nie ma słońca, nie ma liści, nie ma co jeść, jest grypa, katar, zima, deszcz, ulewa, mróz, lód, śnieg, plucha, błoto, kurwica. Samochody opluwają wodą przechodniów, a ci - nieprzytomni od niskiego ciśnienia i natłoku obowiązków - wchodzą od czasu do czasu pod samochody i tak dalej. Jest trochę krzyku, jest trochę irytacji, czegoś się nie da i zawsze - to najważniejsze - ktoś jest temu winny. Każdy ma jakieś własne polskie cierpienie - ono jest elementem naszej tradycji, jest nieodłączne, obowiązkowe i najlepiej jeżeli skończy się jakimś wielkim nieszczęściem. Drobna martyrologia pozostaje drobna i chwilowa. Ale ta wielka jest wieczna, a kiedy jest już wieczna, wtedy polskość zyskuje nowy, nieskończony wymiar i brnie do przodu popychana pamięcią o ogromie tego potężnego narodowego nieszczęścia.

Polski smog jest drogą do osiągnięcia tego przewrotnego polskiego oświecienia. Powstaje w dużym stopniu dlatego, że został wyrwany z polskiej ziemi spracowanymi rękami polskich górników, a oni - jak wiemy - cierpią za miliony w brudzie i ciemności. Następnie wrzuca się go do pieców wraz ze śmieciami (jak na polskie czarne złoto przystało) i spala (najczęściej w najmniej ekonomiczny sposób), a kiedy wylatuje z kominów, sprawia, że miliony Polaków mogą po prostu poczuć się gorzej niż zwykle.

Możemy kaszleć, kichać, dusić się, przeziębiać, chorować, zarażać innych, cherlać, krztusić, smarkać, przeklinać, narzekać. Możemy mieć bladą skórę i podkrążone oczy. Możemy marudzić na Fejsbuku i pisać tak niby humorystyczne, ale jednak gorzkie teksty, jak ten, który właśnie ja sam piszę.  I nikt - naprawdę nikt - nie zarzuci nam, że jest nam dobrze, ze czujemy się wypoczęci, że jesteśmy wysportowani, kolorowi. W smogu żaden sąsiad nie będzie miał ani lepiej ani gorzej od nas, bo wszyscy jesteśmy zanurzeni w tym samym ciężkim powietrzu. PRL-owskie równanie do dołu dokonuje się w bardzo prosty sposób dzięki naszemu oddechowi. Bierzemy leki, ładujemy w dzieci sterydy i mamy o czym rozmawiać na rodzinnych imprezach. Wszyscy czujemy się gorzej a ostatecznie - jak to powiedział mój kolega w jednej z dyskusji o smogu - i tak wszyscy na coś umrzemy.

Skończyłem szkołę już bardzo dawno temu i naprawdę miałem w liceum świetnego nauczyciela polskiego, ale i tak w ciągu dwunastu lat trwania podstawówki i szkoły średniej byłem karmiony przez program całym tym propagandowym syfem, który wmawiał mi, że prawdziwą siłą polskiej twórczości literackiej jest jej cierpienie. Jeżeli wy sami przypadkiem uważacie, że tak właśnie jest - bardzo proszę - stuknijcie się w głowę, bo prawdopodobnie coś źle zalogowało się wam w plikach właśnie na etapie edukacji. Możliwe, że ja sam dopiero kiedy odkryłem najbardziej sprośne fraszki Kochanowskiego (na przykład moja ulubiona „O łaziebnikach”, która brzmi tak: „Łaziebnicy a kurwy jednym kształtem żyją, w tej samej wannie złego i dobrego myją”) dotarło do mnie, że to patologiczne wciskanie we mnie „Trenów” miało jakiś niezdrowy podtekst - zwłaszcza w wieku, w którym niekoniecznie interesowałem się cudzym cierpieniem.

Kiedy tak sobie o tym myślę, dociera do mnie, że nasz słynny smog byłby idealnym tematem na lekcje polskiego - takim pięknym literackim dopełnieniem wybiórczego czytania „Dziadów” (spodobały mi się, ale w całości), „Konrada Wallenroda” (naprawdę czytałem z zapartym tchem, ale jakoś nie pasowało mi to oficjalne odczytanie), „Medalionów” (naprawdę nie wiem dlaczego musiałem to czytać) , „Rozmów z katem” (to była całkiem niezła książka, ale czy naprawdę trzeba było ten temat tak bardzo wałkować, kiedy na świecie jest tyle świetnej literatury?). Gdybym miał stworzyć taki wiersz, poemat lub książkę, zatytułowałbym to: „Historia o Smogu, czyli słów parę o polskim dumnym samozniszczeniu”. Byłaby to idealna historia na lekcje polskiego, w której główny bohater rozmawiałby ze swym nieżyjącym ojcem na opuszczonym cmentarzu, a pył PM 2,5 przekraczałby 1000% normy. Nasz nieszczęśnik cierpiałby (za miliony, a jakże!) potworne katusze wśród bólu serca, kaszlu, ropienia oczu, przewlekłego kataru, astmy i wielu innych ciekawostek. Bohater ów nie umiałby zebrać myśli z braku tlenu a każdy kolejny płytki oddech przyprawiałby go o ból w klatce piersiowej, krtani i oskrzelach. Słaniałby się na nogach, z oczu ciekłyby łzy, a on zarzekałby się, że bez względu na całe cierpienie, które go spotyka, nie odda smogu nikomu, bo ów smog jest jego, jest polski jest tradycyjny, jest odwieczny i niezniszczalny. Na koniec wstałby z kolan, uniósłby dumnie czoło ku niebu (nie widziałby nieba, ale tak by przypuszczał), zagryzłby kwaśny posmak w ustach dorodną grudą węgla, złapałby w dłoń swój oręż (inhalator dla astmatyków) i poszedł w nieznanym kierunku - spadając po drodze w głęboką przepaść, z uwagi na smogowe problemy z widocznością, a przyszłe pokolenia dumnych Polaków mogłyby mówić, że zginął on właśnie za ojczyznę, za tradycję. A my na lekcjach polskiego uczulibyśmy się, że w całym swym męstwie, bohaterstwie i cierpieniu (za miliony, przypominam, to bardzo ważne) nie okazał się pizdą i pozostał najprawdziwszym patriotycznym twardzielem aż do ostatniej chwili swojego życia.

Niby żarty, ale jednak nieżarty.

Koniec historii, życzę wszystkim lekkiego powietrza.

Pierwszą część artykułu - w której opisuję kilka sprawdzonych sposobów radzenia sobie ze smogiem - znajdziecie tutaj.

Pozdrawiam
Kuba Łuka



Komentarze
    Obraz
    O Autorze:

    Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej".
    Obraz


    Archiwa

    Marzec 2020
    Grudzień 2019
    Listopad 2019
    Październik 2019
    Lipiec 2019
    Luty 2019
    Grudzień 2018
    Listopad 2018
    Lipiec 2018
    Czerwiec 2018
    Maj 2018
    Kwiecień 2018
    Styczeń 2018
    Grudzień 2017
    Listopad 2017


    Kategorie

    Wszystkie
    1969
    2016
    2017
    2019
    2020
    Album
    Analog
    Aranżacja
    Aranżacja
    Artykulacja
    Artysta
    Cisza
    Cyfra
    Grunge
    Hałas
    Hałas
    Hip-hop
    Kaseta
    Kompozytor
    Kreatywnośc
    Kreatywność
    Lata 60
    Lata 80
    Lata 90
    Metal
    MTV
    Muzyka Alternatywna
    Muzyka Elektroniczna
    Muzyka Filmowa
    Najlepsza Muzyka
    Noise
    Nowa Muzyka
    Offtopic
    Pieniądze
    Piosenka
    Płyta
    Polska
    Polska Muzyka
    Pop
    Portugalia
    Producent Muzyczny
    Realizator
    Rozmowa
    Rozwój
    Serial
    Smog
    Solówka
    Streaming
    Studio Nagrań
    Sztuka
    Telewizja
    The Beatles
    Trip-hop
    Utwór
    W Powiększeniu
    Winyl
    Wywiad
    Zarabianie
    Zespół


    Kanał RSS

Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.
  • Hello
  • KSIĄŻKA
  • o mnie
  • SKLEP
  • Portfolio
  • kontakt