Parę miesięcy temu odwiedziłem położone w malowniczym, górskim otoczeniu studio Monochrom, gdzie zostałem poczęstowany fragmentem pięknego nagrania, które powaliło mnie charyzmą głosu nieznanej mi jeszcze wtedy Poli Chobot. Jakiś czas później w streamingu pojawił się utwór z tej sesji, zatytułowany „Mży”, który na wiele dni zagościł w moim domu. Barwa głosu, sposób zaśpiewania, wpadająca w ucho melodia, riff gitarowy i to piekielne, hałaśliwe solo na klarnecie basowym – piosenka zawiera w sobie dosłownie wszystko, co lubię. Słuchałem jej tak długo, aż w końcu napisałem do Poli i poprosiłem o rozmowę. Parę dni później spotkaliśmy się w trójkę – Pola Chobot, Adam Baran i ja – i w trakcie półtoragodzinnej rozmowy poruszyliśmy wiele kwestii związanych bezpośrednio i pośrednio z procesem powstawania tego wyjątkowego – unikatowego na polskiej scenie - utworu, który stał się na blogu Inne Dźwięki bohaterem kolejnego rozdziału cyklu „W powiększeniu”. Dodam tylko, że wywiad miał trwać z założenia około dwudziestu minut. Moi rozmówcy mówili jednak tak wiele pięknych rzeczy na temat tego jak i dlaczego tworzą, że nie sposób było im przerywać. Zapraszam do czytania! CZYTAJ DALEJ >>> Na blogu „Inne Dźwięki” piszę o muzyce i kreatywności. Postanowiłem ostatnio, że powołam do życia cykl nowych tekstów, który zatytułowałem „W Powiększeniu”. Będę wybierać piosenki, które z jakiegoś powodu wydają mi się interesujące, a ich autorki/autorzy opowiedzą mi o kreatywnych kulisach ich powstawania. Na pierwszy strzał idzie Bass Astral x Igo - duet, który zajmuje istotne miejsce na polskiej scenie muzycznej. Grają elektronicznie, chociaż wywodzą się z rocka i myślę, że to wystarczy, żeby tworzyć „pod prąd” - wbrew obowiązującym trendom. Kibicuję zespołowi od lat i znam dobrze ich płyty. Mimo to dałem się ostatnio zaskoczyć piosenką „Planets”. Słuchałem jej po raz pierwszy podczas długiej wakacyjnej podróży i już wtedy postanowiłem porozmawiać z Kubą Traczem – Bass Astralem o tym jak, kiedy i dlaczego powstał ten wyjątkowy utwór. Parę dni temu udało nam się wreszcie spotkać. Zapraszam do czytania! CZYTAJ DALEJ >>> 12 błędów, które popełnia się w studiu, czyli jak dobrze nagrać płytę. Poradnik dla muzyków.7/13/2019 W idealnym świecie proces robienia muzyki wygląda następująco. Autor gra parę nut na gitarze, dośpiewuje do tego kilka wersów, błyskawicznie dokleja się do tego aranżację, produkuje, miksuje, masteruje i płyta jest gotowa do odsłuchu na Spotify. Ten błyskawiczny proces został pokazany na przykład w „Narodzinach Gwiazdy” z Lady Gagą i Bradleyem Cooperem, gdzie pomysł zaprezentowany po pijaku na parkingu przekształcił się niespodziewanie w bogatą aranżację, odegraną przez zaskoczoną autorkę wraz z zespołem na scenie przed wielotysięczną publicznością. Rzeczywistość - jak to rzeczywistość - lubi wyglądać zupełnie odmiennie, a ja postanowiłem dzisiaj opisać kilka pułapek, które czają się na was w studiu nagraniowym na samym początku wyboistej drogi, która prowadzi do serwisów streamingowych, sławy i milionów followersów.
CZYTAJ DALEJ >>> Zmiany są piękne. Zmiany są najważniejsze. Wprawdzie obecnie zajmuję się głównie produkcją, ale był taki okres w moim życiu, kiedy grałem w zespołach. Hałasowałem bezlitośnie, dzieliłem salę prób oraz scenę z najróżniejszymi muzykami. Trwało to w sumie całkiem długo i zdarza mi się jeszcze od czasu do czasu wyjść na scenę z takiej czy innej okazji, ale ostatecznie przeobraziłem się w zwierze studyjne. Granie w zespołach wspominam dość dobrze, ale z jednym elementem tej aktywności nie mam zbyt pozytywnych skojarzeń. Bez względu na skład i muzykę, prawie zawsze wychodziłem z sal prób i ze sceny mniej lub bardziej głuchy, a „walka” o to, żeby było mnie słychać wydawała się być aktywnością równie ważną jak samo granie. Z rozmów z tymi, którzy wciąż grają wnioskuję, że sytuacja ta nie zmieniła się nadmiernie i w związku z tym postanowiłem pochylić się na moment nad zagadnieniem przeładowania przestrzeni muzycznej nadmierną ilością dźwięków i zastanowić nad kwestiami takimi jak: głośność, hałas w muzyce, artykulacja spod znaku rąbania drewna i wreszcie, co chyba najważniejsze - strach przed graniem „zbyt małej” ilości dźwięków, który towarzyszy naszej kulturze muzycznej odkąd tylko pamiętam. CZYTAJ WIĘCEJ ->>> Wróciłem niedawno do domu z warszawskiego studia Black Kiss Records po bardzo owocnej - chociaż niezbyt długiej, bo tylko dwudniowej sesji nagraniowej. Z tej okazji postanowiłem napisać parę słów o tym, jak, kiedy i dlaczego nagranie staje się pasmem sukcesów, wypełnionym po brzegi udanymi śladami. A wspominam o tym, bo wiem, że tak często na etapie pracy studyjnej sprawy potrafią potoczyć się w zupełnie nieodpowiednim kierunku. Godziny nagrań pogrążają się w zupełnym chaosie, a muzycy zaczynają obarczać odpowiedzialnością za ogarnięcie całego bałaganu realizatora, który - powiedzmy sobie szczerze - jest odpowiedzialny za zupełnie inne sprawy, niż zagłębianie się w osobiste problemy muzyków. I nawet jeżeli rzucacie się na głęboką wodę z przeświadczeniem, że praca w studiu powinna być chaosem - uwierzcie mi, takie założenie jest nie tylko dziwne, ale działa na na waszą niekorzyść. Ostatecznie ekipa studyjna zawsze przechodzi do porządku dziennego nad niezbyt udanym materiałem i rozpoczyna pracę nad kolejną płytą.
W tym kontekście po waszych błędach pozostanie parę anegdotek, które po czasie będzie się opowiadać z uśmiechem na twarzach. Kto wie - może nawet któraś z nich stanie się jakąś wyjątkową studyjną legenda? Jedno jest pewne - jeżeli już zdecydujecie się pogrążyć sesję nagraniową w chaosie, pozostaniecie z chaotycznym materiałem w rękach i będziecie musieli później borykać się z mniej lub bardziej zabawnym efektem własnych błędów. Z pełnym szacunkiem dla wszystkich nagrywających i nie do końca poważnie postanowiłem dzisiaj napisać tekst, który może pomóc Wam uchronić się przed popełnieniem niektórych pomyłek - o ile oczywiście naprawdę nie chcecie ich popełniać. CZYTAJ WIĘCEJ >>> Kilka lat temu rozmawiałem ze swoim znajomym, który zapytał mnie, jak powstają płyty, których słucha w domu. Był naprawdę zaskoczony kiedy powiedziałem, że jeden album można nagrywać kilka miesięcy, ponieważ w jego ówczesnym przekonaniu nagranie płyty trwało mniej więcej tyle ile trwała sama płyta czyli godzinę, może półtorej. Taka wizja może się wydawać dość zabawna, ale nie piszę tego po to, żeby ośmieszać czyjś punkt widzenia. Osobiście uważam, że przypuszczenia mojego znajomego są całkiem logiczne, a skoro on tak myślał, to taki punkt widzenia może podzielać większa rzesza ludzi. Bo ostatecznie – co może się dziać podczas tworzenia materiału muzycznego na płytę poza szybkim i sprawnym nagraniem muzyki? Tak się składa, że dzieje się bardzo, bardzo wiele, a ja postanowiłem o tym wszystkim opowiedzieć, powołując się przede wszystkim na własne doświadczenie - najpierw jako muzyka, później jako realizatora i wreszcie jako producenta. Tekst ten adresuję zarówno do ludzi, którzy po prostu lubią muzykę i zupełnie nie wiedzą skąd biorą się ich ulubione piosenki, jak i do tych, którzy swoje własne utwory pragną nagrać w studiu, lub też nagrywali je wiele razy. CZYTAJ WIĘCEJ >>> |
O Autorze:
Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej". Archiwa
Marzec 2020
Kategorie
Wszystkie
|