Ponieważ pierwsza część artykułu „Czekając na wiatr” spotkała się z dość sporym odzewem i często do mnie pisaliście, postanowiłem stworzyć jej kontynuację. Może okres przedświąteczny nie jest w teorii najlepszym momentem na wrzucanie tego typu treści, ale z drugiej strony - nie ma lepszego czasu niż ten, w którym smog za oknem jest prawdziwą szarą codziennością. Rodzina i dzieci są obecnie istotnym tematem, więc zacznę od takiego rodzinno-dziecięcego obrazka. W chwili, kiedy zabieram się za skończenie tego artykułu, patrzę jak za moim oknem do szkoły zasuwa kilkuletnie dziecko z tornistrem na plecach. Powietrze w tej okolicy ma wartość 104 CAQI, a więc poziom pyłu PM 2,5 osiągnął właśnie jakieś 472% normy polskiej, natomiast PM 10 dobija do 446% tej normy. W smogowe dni, nie jest to jednak jakiś wielce wysoki poziom - sąsiednie miasta dobijają przecież do przekroczeń na poziomie 1000% i żyją. Miałem dzisiaj do wyboru - skończyć tekst o kreatywności, sztuce i rzeczach pięknych, lub też postawić kropkę nad „i” w drugiej części artykułu o słynnym polskim smogu. Parę lat temu obiecałem sobie, że za nic w świecie nie będę prowadził żadnych działań uświadamiających. Ostatecznie każdy jest na swój sposób dorosłym człowiekiem i świadomość rozwija się wraz z pytaniami, które sami sobie zadajemy. Ale w kontekście powietrza - które otacza nas bez względu na wszystko i żadne bariery nie chronią nas przed jego rozprzestrzenianiem - postanowiłem zrobić wyjątek. Ten artykuł będzie brudny i prawdziwy jak nasze polskie powietrze - jedyne prawdziwe, o którym podobno cierpiał już Mickiewicz i „trenił” w najlepsze Kochanowski. CZYTAJ DALEJ >>> Mój znajomy śpiewał kiedyś w swoim zespole, że „powietrze jest najlepsze”. Mój blog jest miejscem, w którym skupiam się głównie na muzyce i początkowo zamieściłem ten tekst tylko na swoim Facebooku. Szybko jednak postanowiłem, że najlepiej będzie jeżeli pozostanie po nim ślad - właśnie na mojej stronie. Kiedy w 2011 roku zamieszkałem w Krakowie kwestie smogu były jeszcze najczęściej zamykane w obrazku nawiązującym do krakowskiej mgły, a ta - wiadomo - czasami trochę śmierdziała i przyjmowała postać lekko wędzącego gazu. W skrócie - krakowska mgła miała pewną wartość dodaną, której - podobno - nie posiadało powietrze w innych częściach kraju. W 2013 roku zorientowaliśmy się nagle z Żoną, że owa mgła wcale mgłą nie jest i nagle spadła na nas ponura rzeczywistość tego, czym oddychamy w zimie. Zaopatrzyliśmy się w pierwszy oczyszczacz powietrza, a nasza - mieszkająca w większości na śląsku - rodzina zaczęła nam współczuć, że przeprowadziliśmy się do takiego miejsca i że żyjemy w tak zanieczyszczonym rejonie. Nie piszę jednak tych słów o Krakowie, bo nie o Kraków chodzi. W 2013 roku nie miałem jeszcze w rękach takiego narzędzia, jakim jest aplikacja Airly. Pomiary, które docierały do nas w Krakowie były robione raz na parę godzin i pokazywały wyniki z góra trzech stacji. Tym samym zupełnie nie widziałem wtedy prawdziwego obrazu największej wędzarni Polski, czyli Śląska, co do którego byłem przekonywany, że jest tak zajebiście czysty i idealny. CZYTAJ DALEJ >>> |
O Autorze:
Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej". Archiwa
Marzec 2020
Kategorie
Wszystkie
|