Po ostatnim dość mrocznym artykule postanowiłem na chwilę wejść w tryb imprezowo-lukrowany. Lubię pop, naprawdę go lubię - jest świetny i ma tak wiele twarzy, że nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Tylko że pop nie zawsze jest aż tak różowy, jak mogłoby się wydawać. Każda dekada tonie w oceanie muzyki, a płyty i piosenki dzielą sięna trzy kategorie. W pierwszej znajduje się wszystko to, o czym po latach zupełnie nikt nie pamięta - i mam wrażenie, że ten zbiór jest z natury największy. W drugiej można znaleźć wszystko to, co zostaje zapamiętane jako przełomowe i genialne. Trzecia kategoria składa się z dźwięków, które dosłownie prześladują nas przez lata - i tylko dlatego nie potrafimy wyrzucić ich z pamięci. O tym właśnie postanowiłem dzisiaj napisać - o piosenkach z lat 90., których wolałbym nie pamiętać. Ten artykuł jest pewnego rodzaju sprostowaniem. Parę miesięcy temu pokazałem ostatnią dekadę XX wieku w naprawdę dobrym świetle. Wybrałem perełki, które poznałem w radiu oraz TV. Okazało się, że było super, alternatywnie i ogólnie najlepiej na świecie. Dzisiaj przełamię ten nie do końca prawdziwy obraz i pokażę drugą twarz tej dekady - pełną cukru, lukru, lalek Barbie, Kenów, skrzywionego erotyzmu i piosenek, które okazały się tak przełomowe w swojej obciachowości, że do dzisiaj nikt nie potrafi o nich zapomnieć. Zapraszam do czytania i słuchania - jeżeli macie odwagę! CZYTAJ DALEJ >>> Ponieważ pierwsza część artykułu „Czekając na wiatr” spotkała się z dość sporym odzewem i często do mnie pisaliście, postanowiłem stworzyć jej kontynuację. Może okres przedświąteczny nie jest w teorii najlepszym momentem na wrzucanie tego typu treści, ale z drugiej strony - nie ma lepszego czasu niż ten, w którym smog za oknem jest prawdziwą szarą codziennością. Rodzina i dzieci są obecnie istotnym tematem, więc zacznę od takiego rodzinno-dziecięcego obrazka. W chwili, kiedy zabieram się za skończenie tego artykułu, patrzę jak za moim oknem do szkoły zasuwa kilkuletnie dziecko z tornistrem na plecach. Powietrze w tej okolicy ma wartość 104 CAQI, a więc poziom pyłu PM 2,5 osiągnął właśnie jakieś 472% normy polskiej, natomiast PM 10 dobija do 446% tej normy. W smogowe dni, nie jest to jednak jakiś wielce wysoki poziom - sąsiednie miasta dobijają przecież do przekroczeń na poziomie 1000% i żyją. Miałem dzisiaj do wyboru - skończyć tekst o kreatywności, sztuce i rzeczach pięknych, lub też postawić kropkę nad „i” w drugiej części artykułu o słynnym polskim smogu. Parę lat temu obiecałem sobie, że za nic w świecie nie będę prowadził żadnych działań uświadamiających. Ostatecznie każdy jest na swój sposób dorosłym człowiekiem i świadomość rozwija się wraz z pytaniami, które sami sobie zadajemy. Ale w kontekście powietrza - które otacza nas bez względu na wszystko i żadne bariery nie chronią nas przed jego rozprzestrzenianiem - postanowiłem zrobić wyjątek. Ten artykuł będzie brudny i prawdziwy jak nasze polskie powietrze - jedyne prawdziwe, o którym podobno cierpiał już Mickiewicz i „trenił” w najlepsze Kochanowski. CZYTAJ DALEJ >>> |
O Autorze:
Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej". Archiwa
Marzec 2020
Kategorie
Wszystkie
|