Kuba Łuka | Kreatywne Studio Produkcji Muzycznej | Blog "Inne Dźwięki"
  • Hello
  • o mnie
  • Portfolio
  • Blog Inne Dźwięki
  • Blog #Kreatywność
  • blare for a
  • kontakt
Inne Dźwięki
Niecodzienny Blog o Kreatywności,
Muzyce i Kulturze tworzenia rzeczy wyjątkowych

"Abbey Road" 50 lat później, czyli jak pamiętam "Ogród Ośmiornic" z dzieciństwa

11/26/2019

Komentarze

 
Obraz
Foto: Iain MacMillan / Źródło: Abbeyroad.com
Nie pamiętam dnia, w którym ukazało się „Abbey Road” z bardzo prostej przyczyny - nie było mnie jeszcze wtedy na świecie. Daje mi to zdecydowaną przewagę nad fanami The Beatles, którzy pamiętają dzień premiery płyty - mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że zanim zacząłem kojarzyć świat, znałem już „Abbey Road”. Nie jestem jakimś psychofanem Beatlesów. Nie zbieram gadżetów, nie zaczytuję się w kolejnych biografiach. Nie uważam, żeby cała ich dyskografia była czymś wybitnym, za to wśród wydanych przez nich albumów mam kilku faworytów - płyty, które uważam za arcydzieła zarówno muzyczne, jak i produkcyjne. Jedną z nich jest właśnie „Abbey Road”, czyli ostatni nagrany przez Beatlesów i przedostatni wydany przez nich album, który mniej więcej miesiąc temu doczekał się nowego, rocznicowego wydania. Z okazji pięćdziesięciolecia premiery tej przełomowej płyty, a także z okazji trzydziestoiluśtamlecia mojego pierwszego jej odsłuchu postanowiłem napisać o „Abbey Road” parę słów i przedstawić ją nie w kategoriach pomnika, ale jako zbiór świetnych piosenek i najzwyklejsze źródło - lekkiej i niezobowiązującej - przyjemności. Zapraszam do czytania!

CZYTAJ DALEJ >>>


Przez wiele lat nie zastanawiałem się nawet skąd w moim domu znalazła się płyta „Abbey Road”. W latach 80-tych nie poświęcałem takim rzeczom zbyt wiele uwagi. Miałem kilka lat i znałem wszystkie piosenki na pamięć (oczywiście fonetycznie, plus minus, bo nie rozumiałem wtedy jeszcze angielskiego). Moi rodzice wrzucali krążek do gramofonu, a mi szalenie się podobał. Do teraz, kiedy słyszę gdzieś „Here comes the sun”, czuję się jakbym miał pięć lat. Tym właśnie było dla mnie wtedy „Abbey Road” - zwykłym czarnym krążkiem, na którym znalazło się parę piosenek, które dosłownie „wyrywały z butów” kilkulatka. Moja Mama tańczyła ze mną do „Octopus’s Garden” i ogólnie świetnie się przy tej płycie bawiliśmy. Taka proza życia w wydaniu dziecięcym.

Dzisiaj, w 2019 roku płyta winylowa - jako nośnik, tak ogólnie -  urosła do rangi czegoś, czego ja osobiście zupełnie nie znam i za każdym razem, kiedy ktoś traktuje winyl z namaszczeniem zadaję sobie pytanie - czy na pewno chodzi o te same płyty, które ja znam od dzieciństwa? Okazało się niedawno, że ten egzemplarz „Abbey Road”, który posiadam  nadal w swojej płytotece, a który służy mi od wczesnych lat dzieciństwa, to brytyjskie tłoczenie z lat 70-tych. Moja Mama przywiozła go z Londynu jeszcze przed moimi narodzinami. Płyta brzmi świetnie i po latach wciąż porywa mnie jakością piosenek, które się na niej znajdują.

Zjadłem w życiu zbyt wiele albumów w najróżniejszych wersjach, żeby wierzyć w boskość jakiegokolwiek nośnika. Stopiłem kilka kaset magnetofonowych w upale, zerwałem trochę taśmy, upuściłem igłę nieodpowiednio, porysowałem parę winyli i  CD-ków. Nośniki przepadają, dobre numery niekoniecznie, o czym świadczy właśnie najnowsza reedycja „Abbey Road”, która - odtwarzana przeze mnie właśnie w streamingu z Tidala w telefonie - wchodzi mi tak samo dobrze, jak winylowa wersja słuchana gdzieś w latach 80-tych.


Słyszałem „Abbey Road” w kilku wydaniach. Nigdy nie posiadałem tego na kasecie, ponieważ w domu był winyl. O ile dobrze pamiętam, miałem pierwsze wydanie CD, a gdzieś po drodze kupiłem sobie piękny remaster (również na CD) - ten sprzed chyba dziesięciu lat. Mam świadomość, że marketing skupiony wokół przypominania co jakiś czas o albumach The Beatles pod postacią reedycji ma wielki wpływ na podtrzymywanie pamięci o tych wydawnictwach. Ale o wielu z nich po prostu warto pamiętać. O "Revolver", "Magical Mystery Tour", "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" i "Abbey Road" na pewno.

O ile dobrze pamiętam „Abbey Road” jest płytą o dość interesującej historii. Została nagrana jako ostatnia w dorobku zespołu, ale ukazała się jako przedostatnia. W trakcie sesji nagraniowej tak zwanego „Białego Albumu” doszło do rozłamu miedzy zespołem, a producentem Georgem Martinem. Na skutek tego Beatlesi już bez jego udziału zarejestrowali „Let it Be”, które nie zostało od razu ukończone. Zespół wrócił w międzyczasie do studia - ponownie z Martinem - w celu nagrania „Abbey Road”, które ukazało się 26 września 1969 roku („Let it Be” ukazało się dopiero w maju 1970). Wśród wszystkich okładek The Beatles ta z czterema muzykami idącymi po przejściu dla pieszych jest chyba najbardziej znana i najmocniej rozpoznawalna.


Najnowsza wersja „Abbey Road” z 2019 roku składa się z trzech części. Pierwsza to oryginalne kawałki zmiksowane na nowo. Dwie pozostałe to alternatywne wersje utworów (takie, które nagrano, ale nie zostały wybrane na płytę), niepublikowane kawałki i nagrania demo. Jest to ten sam patent, który w ciągu ostatnich dwóch lat zastosowano na rocznicowych wydaniach „Sgt Pepper’s Lonely Hearts Club Band” oraz "White Album", a który stosuje się przy okazji reedycji od lat.

Słucham sobie tego „nowego” „Abbey Road” z zaciekawieniem - może nawet nie tylko dlatego, że po prostu bardzo lubię ten album. Materiał zawarty na dwóch dodatkowych płytach jest naprawdę atrakcyjny i wyjątkowo dobrze w moim odczuciu - pokazuje „The Beatles” jako zwykłych ludzi, zwykłych muzyków - takich, którzy mylą się, popełniają błędy, mamroczą w trakcie śpiewania tekstu, zatrzymują się, gadają i ogólnie robią wszystkie te rzeczy, które przydarzają się każdego dnia w kreatywnym chaosie w studiach nagraniowych na całym świecie. Ciekawe jest, że słuchałem już wielu tego typu reedycji, ale z reguły odnosiłem wrażenie, że bonusy to zwykłe zapchajdziury (na przykład nowe wersje płyt The Cure i The Doors). Cieszyłem się, jeżeli wyrzucano je na osobny krążek i irytowałem się, kiedy upychano na siłę kilku „intruzów” zaraz po zakończeniu płyty właściwej. W wypadku „nowego” „Abbey Road” jest zupełnie inaczej.  Dodatków słucha się fajnie. Pomagają one na swój sposób odczarować płytę i zepchnąć ją z pomnika między inne albumy, których słucha się od czasu do czasu dla przyjemności, bez nadmiernego podziwu. W końcu ten klasyk z 1969 roku to tylko wyjątkowo udany zbiór siedemnastu fajnie napisanych, zagranych i wyprodukowanych piosenek, które wybrano spośród iluś tam - mniej, lub bardziej udanych podejść w studiu nagraniowym. Niby oczywiste, niby banał, ale czy na pewno?

Życzę miłego słuchania!

Kuba Łuka
Komentarze
    Obraz
    O Autorze:

    Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej".
    Obraz


    Archiwa

    Marzec 2020
    Grudzień 2019
    Listopad 2019
    Październik 2019
    Lipiec 2019
    Luty 2019
    Grudzień 2018
    Listopad 2018
    Lipiec 2018
    Czerwiec 2018
    Maj 2018
    Kwiecień 2018
    Styczeń 2018
    Grudzień 2017
    Listopad 2017


    Kategorie

    Wszystkie
    1969
    2016
    2017
    2019
    2020
    Album
    Analog
    Aranżacja
    Aranżacja
    Artykulacja
    Artysta
    Cisza
    Cyfra
    Grunge
    Hałas
    Hałas
    Hip-hop
    Kaseta
    Kompozytor
    Kreatywnośc
    Kreatywność
    Lata 60
    Lata 80
    Lata 90
    Metal
    MTV
    Muzyka Alternatywna
    Muzyka Elektroniczna
    Muzyka Filmowa
    Najlepsza Muzyka
    Noise
    Nowa Muzyka
    Offtopic
    Pieniądze
    Piosenka
    Płyta
    Polska
    Polska Muzyka
    Pop
    Portugalia
    Producent Muzyczny
    Realizator
    Rozmowa
    Rozwój
    Serial
    Smog
    Solówka
    Streaming
    Studio Nagrań
    Sztuka
    Telewizja
    The Beatles
    Trip-hop
    Utwór
    W Powiększeniu
    Winyl
    Wywiad
    Zarabianie
    Zespół


    Kanał RSS

Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.
  • Hello
  • o mnie
  • Portfolio
  • Blog Inne Dźwięki
  • Blog #Kreatywność
  • blare for a
  • kontakt