Kuba Łuka | Kreatywne Studio Produkcji Muzycznej | Blog "Inne Dźwięki"
  • Hello
  • o mnie
  • Portfolio
  • Blog Inne Dźwięki
  • Blog #Kreatywność
  • blare for a
  • kontakt
Inne Dźwięki
Niecodzienny Blog o Kreatywności,
Muzyce i Kulturze tworzenia rzeczy wyjątkowych

12 błędów, które popełnia się w studiu, czyli jak dobrze nagrać płytę. Poradnik dla muzyków.

7/13/2019

Komentarze

 
Kuba Łuka, gitara, winyl, perkusja
Źródło: Unsplash.com
W idealnym świecie proces robienia muzyki wygląda następująco. Autor gra parę nut na gitarze, dośpiewuje do tego kilka wersów, błyskawicznie dokleja się do tego aranżację, produkuje, miksuje, masteruje i płyta jest gotowa do odsłuchu na Spotify. Ten błyskawiczny proces został pokazany na przykład w „Narodzinach Gwiazdy” z Lady Gagą i Bradleyem Cooperem, gdzie pomysł zaprezentowany po pijaku na parkingu przekształcił się niespodziewanie w bogatą aranżację, odegraną przez zaskoczoną autorkę wraz z zespołem na scenie przed wielotysięczną publicznością. Rzeczywistość - jak to rzeczywistość - lubi wyglądać zupełnie odmiennie, a ja postanowiłem dzisiaj opisać kilka pułapek, które czają się na was w studiu nagraniowym na samym początku wyboistej drogi, która prowadzi do serwisów streamingowych, sławy i milionów followersów.

CZYTAJ DALEJ >>>
1. Zróbmy to sami, no może nie do końca sami

Pisałem już o tym kiedyś, że inżynierowie studyjni są często stawiani w sytuacji, w której wymaga się od nich, żeby nagle unieśli na swoich barkach ciężar źle zaaranżowanych piosenek, braku produkcji i kompletnie nieprzystających do siebie wizji członków zespołu. Goście obsługujący studio będą wprawdzie czuwać nad waszym materiałem, ale tylko od strony technicznej. Jeżeli przed przystąpieniem do nagrania nie wiecie gdzie jesteście, jest wielce prawdopodobne, że powinniście poprosić o pomoc aranżera, producenta, kogoś kto poskłada do kupy wasze pomysły i sprawi, że sesja nagraniowa nie zamieni się w niekończący się bełkot, z którego w magiczny sposób mają wyłonić się utwory. Jeżeli realizator zgodzi się przed przystąpieniem do nagrania (przed, znaczy dużo wcześniej - na tyle wcześniej, żeby zapoznał się z materiałem demo), żeby zostać waszym producentem i aranżerem, to naprawdę świetnie. Jeżeli jednak wejdziecie do studia i zakomunikujecie mu chęć poszerzenia jego kompetencji, jest wielce prawdopodobne, że nie wyjdzie z tego nic dobrego.
W tym temacie polecam moje dwa wcześniejsze teksty z cyklu „Co produkuje producent muzyczny” - część 1 i część 2.

2. Nagrywanie w cieniu swoich idoli

Zacznę od tego, że nie da się na świcie robić niczego bez udziału tak zwanych mistrzów. Ich obecność nie może zabierać tego, co sami macie do zaoferowania. Ktoś gdzieś kiedyś w internecie napisał coś, co brzmiało mniej więcej - obserwuj i ucz się od swoich idoli tak długo, aż staną się twoją konkurencją. Lata temu przechodziłem renesans instrumentu zwanego gitarą. Chciałem dowiedzieć się paru gitarowych nowinek i bardzo szybko odkryłem, że sieć przepełniona jest po brzegi ludźmi, którzy wiedzą wszystko na temat tego, jak osiągnąć styl gry Jimmy’ego Page’a, Davida Gilmoure’a i innych bogów wiosłowania. Gilmoure, Page, Björk, Gabriel, Pearl Jam, Burial, Depeche Mode, czy co tam chcecie - niech to będą słowa klucze w trakcie tworzenia waszej muzyki, ale nie faktyczny cel, do którego zmierzacie. Jeżeli chcecie stać się nowym Pagem, załóżcie po prostu cover band Led Zeppelin i będziecie mieć to z głowy.
Czytam czasami biografie muzyków, co polecam wszystkim, którzy pragną tworzyć własną muzykę. Jeżeli koniecznie chcecie żyć w cieniu własnych idoli, zacznijcie składać ten cień od podstaw - od punktu zerowego, bo każdy artysta taki punkt posiada. Słuchanie ostatniej, albo najważniejszej płyty w bogatej dyskografii ulubionego artysty i porównywanie do niej własnej muzyki przy kilku, może kilkunastotysięcznym budżecie jest frustrujące. Sprawdźcie skąd wyszedł wasz idol, jak długo był w przysłowiowej dupie, jak to się stało, że z niej wyszedł. Pomoże to usprawiedliwić miejsce, w którym sami się znajdujecie i po prostu zabrać się do pracy.

3. Za wysokie poprzeczki i brak samoakceptacji

Każdy ma jakieś tam bariery kreatywne i techniczne, a także możliwości finansowe, które na swój sposób definiują go jako artystę w danym momencie życia, a które - uwierzcie mi - zmieniają się z czasem.  W związku z tym jedną z najważniejszych rzeczy, jakie możecie sami sobie sprezentować to jasne i klarowne określenie miejsca, w którym się w danej chwili znajdujecie. Wszystkie wady i niedociągnięcia techniczne można dzięki takiej świadomości przekuć w elementy własnego stylu.
Na samym wstępie zastanówcie się gdzie jesteście, zaakceptujcie to i zastanówcie się jak poziom ten ma się do muzyki, którą chcecie nagrać. Jeżeli zabieracie się za partie, które będziecie w stanie wykonać dopiero po pięciu latach ciężkich ćwiczeń, to macie dwa wyjścia - albo zmienicie te partie na tyle, żeby wykonać je na luzie teraz, albo zatrudnić kogoś, kto zrobi to za was (co może dodatkowo urozmaicić brzmienie, jeżeli dobrze przemyślicie temat). Odkładanie realizacji projektu o pięć lat nie ma najmniejszego sensu, podobnie jak nie mają sense nieudolne próby wykonanie tego, czego po prostu jeszcze nie potraficie zrobić.

Kuba Łuka, gitara, wzmacniacz, perkusja
Źródło: Unsplash.com

4. Perfekcjonizm

A skoro już mowa o poprzeczkach, warto wspomnieć również o perfekcjonizmie, który opóźnił już (lub zupełnie zablokował) powstanie niejednej płyty. W świecie, w którym najczęściej nie płacimy już za taśmę i większość materiału rejestruje się po prostu na dysku komputera, nagrywanie kolejnych wersji tego samego tematu jest naprawdę kuszące. W trakcie sesji zawsze wiem doskonale kiedy docieramy do tego momentu, w którym muzyk „wypluł” właśnie z siebie najlepszego tejka, jakiego mógł wypluć. Czekam jeszcze tylko na dubla (takiego na wszelki wypadek, żeby można było coś ewentualnie podmienić) i po sprawie, chociaż wiem, że można to tłuc w nieskończoność, bo gdzieś pewnie pojawi się lepsza wersja. A jeśli coś nie wychodzi, zawsze można to zmienić, uprościć, przekształcić (patrz punkt poprzedni).

5. Nieodpowiednia tonacja i partie pisane przez kogoś, kto nie zna faktycznych możliwości muzyków

Ten punkt dotyczy głównie wokalistów, którzy bardzo często próbują nagrać partie w tonacji, która zupełnie nie pasuje do zakresu ich głosu. W skomputeryzowanym świecie muzyki zmiana tonacji to czasami jedno kliknięcie myszką, które potrafi nieporównywalnie zmienić komfort pracy (tym bardziej, że niejednokrotnie jest to ruch o pół tonu). Podobne problemy pojawiają się, kiedy wokaliści nagrywają partie napisane na przykład przez kolegę z zespołu, który uniósł się ambicją i stworzył coś, co zupełnie nie znajduje się w granicach możliwości głosu osoby, która ma owe partie zaśpiewać.

6. Porównywanie surowych śladów ze studia do skończonych płyt i piosenek z radia

Wszystko, co słyszymy na co dzień zostało już wyczyszczone, wystrojone i wyrównane dynamicznie. Nie jest to z mojej strony zarzut wobec muzyki jako takiej, ale zwrócenie uwagi na pewien fakt. Jeżeli jako artyści chcecie mieć pełen dostęp do procesu powstawania płyty (osobiście staram się izolować artystów od tego typu doznań, ale wiem, że niektórzy muzycy próbują mieć wpływ na każdą najmniejszą rzecz), musicie uzbroić się w cierpliwość. Będziecie obcować z niewyczyszczonymi, surowymi śladami, które powoli zaczną zmieniać się w formę nadającą się do odsłuchu. Studyjna „surówka” nigdy nie zabrzmi jak gotowe, wyprodukowane, zmiksowane i zmasterowane nagranie. Nie jest ani jasna, ani szeroka, ani głośna, ani czysta.

Kuba Łuka, moog, syntezator
Źródło: Unsplash.com

7. "To się potem przecież wszystko poprawi w miksie"

W opozycji do perfekcjonizmu znajduje się przekonaniem, że tak naprawdę można nagrać wszystko na odpierol, bo przecież ostatecznie i tak wszystko potem da się jakoś wykręcić w komputerze w trakcie miksu. Prawda jest taka, że producenci oraz inżynierowie od miksu dysponują bardzo niewielkim wachlarzem możliwości w kwestii zamiany śmieci w piękną muzykę. Z dobrze nagranymi śladami najczęściej nie trzeba robić zbyt wiele, natomiast te źle nagrane można co najwyżej reanimować (jeżeli nie ma innego wyjścia) i po reanimacji będą one brzmieć… jak to po reanimacji.
Są na świecie specjaliści od Melodyne, Auto Tune’a oraz innych tego typu narzędzi, którzy potrafią pewnie wystroić wszystko. Strojenie oraz równanie rzeczy stało się już dawno standardem w przemyśle muzycznym i pod żadnym pozorem nie próbuję od tego uciekać - w końcu brzmienie niektórych gatunków opiera się właśnie na tego typu zabiegach. Prawda jest jednak taka, że kiedy nagracie coś, co zabrzmi zaledwie jak marna demówka, umiejętności wszystkich specjalistów świata nie wyniosą tego ponad poziom dostateczny.

8. Brak zaufania do ludzi, z którymi postanowiliście współpracować

Nic nie psuje i nie opóźnia procesu powstawania muzyki, jak kwestionowanie i sabotowanie działań ludzi, których zatrudniacie jako swoich współpracowników. Delegowanie działań na specjalistów przy jednoczesnym założeniu, że będzie się decydować o każdym z tych działań, to zwykła utopia i wyrzucanie części pieniędzy w błoto. Producent czy realizator, któremu patrzycie na ręce, podważacie zasadność decyzji i próbujecie mówić, co ma robić, to zaledwie pół, a może tylko ćwierć specjalisty. Osoba taka nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł w obrębie projektu, do którego została zatrudniona. Bez względu na to, jak wiele macie do powiedzenia musicie wiedzieć, że metody pracy przyjęte przez waszego współpracownika mają swoje podłoże w iluś tam podobnych projektach, które zostały wcześniej sfinalizowane podobnymi sposobem.

9. Brak świadomości narzędzi potrzebnych do osiągnięcia odpowiedniego brzmienia

Jeżeli wasz zespół składa się z dwóch gitar, basu, bębnów i wokalu, jesteście w stu procentach zwolennikami gitarowego soundu, ale jara was to, jak brzmi na przykład „Melodrama” Lorde i bardzo chcielibyście iść w tym kierunku, pora zmienić instrumentarium, lub też sposób jego wykorzystania. W przeciwnym razie za żadne skarby świata nie będziecie zadowoleni z efektu swoich nagrań. Ten ekstremalny przykład nie jest jakoś nadmiernie odległy od realnego konfliktu, jaki spotyka się na drodze między możliwościami a oczekiwaniami brzmieniowymi muzyków. Świat instrumentów „tradycyjnych” doskonale da się połączyć ze światem sampli i syntezatorów, ale wymaga to pewnych konkretnych decyzji już na początku procesu twórczego - nie po jego zakończeniu. A jeżeli sami nie wiecie jak to zrobić, musicie w pełni zaufać osobie, która ma to zrobić za was.

Kuba Łuka, studio, stół mikserski
Źródło: Unsplash.com

10. Brak wiążących referencji


Nic tak nie blokuje pracy nad płytą, jak zaprezentowane przez was utwory wzorcowe (mam na myśli przykładowe kawałki innych artystów), które tak naprawdę nie mają nic wspólnego z tym, co w rzeczywistości chcecie osiągnąć. Realizatorzy i producenci są swojego rodzaju robotami, które odczytują zaproponowane przez was dźwięki bardzo dosłownie i strukturalnie. Jeżeli pokażecie komuś utwór wzorcowy, on rozłoży go na czynniki pierwsze - akordy, brzmienia, pogłosy, częstotliwości, nasycenie i właśnie w tym kierunku zacznie myśleć. Jeżeli więc przekazujecie referencje, ale macie na myśli coś zupełnie odmiennego (na przykład podoba wam się teledysk, tekst, lub ubranie wokalistki), lepiej zastanówcie się dobrze, bo nie wyjdzie z tego nic dobrego.

11. "Kto tego posłucha?"

Robienie muzyki z założeniem, że przecież i tak tego nikt nie posłucha jest moim ulubionym błędem tworzenia płyt. Słyszałem te słowa już wiele razy i zupełnie poważnie powiem wam, że jeżeli próbujecie podchodzić do projektu twórczego z założeniem, że jest to beznadziejny kawałek muzyki, który i tak wyląduje w waszej szufladzie, to może lepiej odłóżcie pieniądze na samochód, wakacje, czy cokolwiek innego, bo po prostu nie ma to sensu. Możecie ponieść porażkę, może z tego wszystkiego nic nie wyjść, ale to kwestia na później. W trakcie całego procesu twórczego macie po prostu w niego wierzyć i tyle. Kropka.

12. Oczekiwania

Gdzieś w opozycji do „kto tego posłucha” znajdują się wygórowane oczekiwania, dotyczące tego, dokąd zawędruje wasza muzyka i jak sławni się dzięki niej staniecie w oka mgnieniu. Widziałem bardzo wiele zespołów i projektów, które nagrały zaledwie jedną płytę i zniknęły. Zawsze powtarzam, że pierwsza płyta to zaledwie taki wstęp, po którym od razu trzeba robić kolejny materiał, bo w końcu debiut to tylko debiut. Historia zna całą masę pierwszych płyt, które nie zostały jakoś nadmiernie dostrzeżone, a dzisiaj uznajemy je za kultowe właśnie dlatego, że muzycy okazali się być na tyle wytrwali, żeby nagrywać dalej. Obecny rynek muzyczny wygląda zupełnie inaczej, niż na przykład ten z lat 70., 80. i 90. XX wieku ale myślę, że nie zmieniła się jedna rzecz - nadmierne oczekiwania mogą zabić kolejne kroki, jakie możecie podejmować w swojej dalszej karierze muzycznej. Oczekiwania są zresztą niejednokrotnie tak wielkie, że potrafią zablokować finalizację płyty - jeszcze przed jej wydaniem.

Na zakończenie - koniec jest zawsze najtrudniejszy

Początkowy entuzjazm jest z reguły zbyt wielki, żeby cokolwiek mogło go ostudzić. Wszyscy mają energię do działania, każdy chce, każdy potrafi, każdy jest napalony na to, co ma się wydarzyć. Kiedy przesuwamy oś czasu w kierunku zakończenia, ów entuzjazm jest najczęściej zupełnie wypalony, a właśnie w tym momencie potrzeba go najwięcej. Nadchodzi moment finalizacji materiału, wiele rzeczy wygląda zupełnie inaczej niż sobie wyobrażaliście. Kolejne szkice i miksy latają w powietrzu i trzeba podjąć wiążące decyzje, które zadecydują o tym, jak ostatecznie  zabrzmi to, nad czym pracujecie. Właśnie w tym momencie trzeba się spiąć najmocniej, bo nikt tak naprawdę nie skończy tego za was. Kropka.

Miłego dnia!

Kuba Łuka

Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł koniecznie musisz przeczytać również moje inne teksty:

Tajemnice regału z płytami, czyli co produkuje producent muzyczny

Chaos w studiu nagraniowym to chaos w naszych głowach, czyli co produkuje producent muzyczny, część 2

Uderz mocniej, zagraj szybciej, pokaż więcej. Parę słów o solówkach, głośności i demonach prędkości w muzyce

Nie od razu staniesz się produktem. O twórczym dzieciństwie, beztroskim starcie i oczekiwaniach w branży artystycznej

Zapraszam również do śledzenia postępów nad moją książką "Inne Dźwięki" - tutaj

NAPISZ DO MNIE - tutaj jeżeli chcesz porozmawiać o którymś z tekstów, lub poprosić o pomoc przy produkcji własnej muzyki.
Komentarze
    Obraz
    O Autorze:

    Kuba Łuka. Producent muzyczny i kompozytor. Autor licznych artykułów o muzyce i kreatywności. W 2016 roku obronił doktorat na temat przemian w sposobie tworzenia muzyki w XX i XXI wieku. Niedługo ukaże się jego pierwsza książka: "Nowe Dźwięki. Jak być Kreatywnym i nagrać własną płytę Lepiej".
    Obraz


    Archiwa

    Marzec 2020
    Grudzień 2019
    Listopad 2019
    Październik 2019
    Lipiec 2019
    Luty 2019
    Grudzień 2018
    Listopad 2018
    Lipiec 2018
    Czerwiec 2018
    Maj 2018
    Kwiecień 2018
    Styczeń 2018
    Grudzień 2017
    Listopad 2017


    Kategorie

    Wszystkie
    1969
    2016
    2017
    2019
    2020
    Album
    Analog
    Aranżacja
    Aranżacja
    Artykulacja
    Artysta
    Cisza
    Cyfra
    Grunge
    Hałas
    Hałas
    Hip-hop
    Kaseta
    Kompozytor
    Kreatywnośc
    Kreatywność
    Lata 60
    Lata 80
    Lata 90
    Metal
    MTV
    Muzyka Alternatywna
    Muzyka Elektroniczna
    Muzyka Filmowa
    Najlepsza Muzyka
    Noise
    Nowa Muzyka
    Offtopic
    Pieniądze
    Piosenka
    Płyta
    Polska
    Polska Muzyka
    Pop
    Portugalia
    Producent Muzyczny
    Realizator
    Rozmowa
    Rozwój
    Serial
    Smog
    Solówka
    Streaming
    Studio Nagrań
    Sztuka
    Telewizja
    The Beatles
    Trip-hop
    Utwór
    W Powiększeniu
    Winyl
    Wywiad
    Zarabianie
    Zespół


    Kanał RSS

Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.
  • Hello
  • o mnie
  • Portfolio
  • Blog Inne Dźwięki
  • Blog #Kreatywność
  • blare for a
  • kontakt